Oczywiście od dzieciństwa znam chopinowskie mazurki. Ale miałem z nimi problem. Wydawały mi się salonowe, przesłodzone i za bardzo podobne do walca.
Wiejskie mazurki, którymi zachwyciłem się już dużo później były ekspresyjne, grane z wielką agresywno-sentymentalną siłą.
Poprosiłem kiedyś skrzypka z okolic Rawy Mazowieckiej – Czy może Pan zaśpiewać oberka? A ten patrzy na mnie zdziwiony – Oberków się nie śpiewa, aby mazurki. Dlaczego? – pytam. Oberki mają melodię drobniejszą, nie do śpiewu i nie można ich wyciągać (rubatować).
Byłem zaskoczony. Chłopoznawcza literatura roiła się od opisów rodzaju “…zaśpiewał obera i jak wściekły rzucił się do dziewuch do tańca“. Na tym się wychowałem. Dziesiąta woda po kisielu “Chłopów” Reymonta.
Jeszcze większym zaskoczeniem było odkrycie, że rytm mazurka to rytm pracy! Na wsi młócono cepami i siekano kapustę w rytm mazurka (stąd brała się powszechna dawniej na wsi umiejętność bębnienia i basowania), często muzykanci przygrywali nawet do żniw, bo łatwiej było kosić.
Mazurek, choć pochodzi ze śpiewu, poddany jest surowemu rygorowi tańca, trzeba rubatować i ozdabiać, ale spróbuj opóźnić się w rytmie! – to wygnają z wesela. A nawet można było za to oberwać. Z mazurkami żartów nie było. Skrzypek też mógł się zemścić, bo tancerze przy mazurku wybijają “piąteczki”, czyli stepują. Jeżeli robią to nie w mazurkowym rytmie, to muzykant może obrócić się do tańczących tyłem. To straszny afront. Komentowany potem latami przez wieś.
Żaden inny taniec nie wzbudzał takiej euforii u tancerzy i transu muzykantów. Pobudzał do ekspresyjnego śpiewu. Prawie każda wieś miała swoje mazurki (a częściej swoje maniery wykonawcze), swoiste loga wsi, po których się rozpoznawano.
Lipiec 2008, jestem na Roztoczu, skrzypek Stanisław Głaz opowiada -Wie pan, te same mazurki w każdej wsi inaczej grano. Dlaczego? – pytam. Bo każdy skrzypista grał u nas według akcentów mowy. W Dzwoli i okolicach
wyciągają mowę, ale już w sąsiedniej wsi skracają i tam skrzypiści już tak nie wyciągają melodii jak u nas. A jak ozdabiało się mazurki? Każdy miał swoje sposoby na różne ozdobniki, ja to często słuchałem ptaków – słowików i skowronków, potem te tryle grałem w mazurkach – mówi Głaz.
To ważne świadectwo, pokazuje skąd się bierze bogactwo mazurków, ich różne interpretacje. Wielość mazurków brała się też z wielości przyśpiewek, które im towarzyszyły. Dzięki nim łatwiej było zapamiętać melodie.
Mamy problem, co zrobić z wiejskimi mazurkami. Najprościej pominąć, tak dzieje się do tej pory.
Łatwiej i bezpieczniej jest egzaltować się Chopinem, bo to piękna muzyka.
Co zrobić z tymi pominiętymi geniuszami: Metą, Kędzierskim, Bujakiem. Są gorsi, bo ze wsi?
Wiem, że brzmi to przesadnie, bo konfrontuję ich ze światowym gigantem muzyki. Jednak pomyślmy – to z ich muzyki wzięły się mazurki przetwarzane potem przez wielu kompozytorów. To przecież od nich…
I jeszcze jedna różnica, ale może najistotniejsza, mazurki Szymanowskiego, Chopina i innych “nutowców” są zapisane i mogą być uczone w szkołach i wykonywane w każdym czasie. Mazurki Mety, czy Kędzierskiego odchodzą razem z nimi. Tak, jak oni nikt już nie da rady zagrać, taka jest siła ich wyjątkowości. Warto też pamiętać, że mazurki to improwizacje, tak jak w dżezie. Podaje się temat (temu służą przyśpiewki), a potem muzykant improwizuje na tę melodię. Sam to słyszałem, jak improwizacja na temat krótkiej przyśpiewki trwała nawet 40 minut!
Jeszcze długa droga przed nami, żeby zrozumieć tajemnicę wiejskich mazurków.
A może najważniejsze, żeby nauczyć się je grać. To ogromnie trudne. Jest też nadzieja, bo wbrew wszystkiemu coraz więcej młodych ludzi jeździ na wieś, ucząc się mazurków od “ostatnich wiejskich muzykantów”. Nie traktują tej nauki instrumentalnie, żeby błysnąć potem jako gwiazdy estrady, tylko uczą się tak, jak dawni muzykanci.
W tym jest nadzieja na przetrwanie tej muzyki.
Andrzej Bieńkowski, 2008