Stanisław Ciarkowski
Poznaliśmy się w 1980 roku, robiłem wtedy badania terenowe w Rdzowie. Bardzo szybko dowiedziałem się o muzycznej rodzinie Ciarkowskich. Mówiono mi: „panie Ciarkowskie to wszystkie grają”. Ruszyłem tym tropem. Trafiłem do Ciarkowskich w deszczowe późnojesienne popołudnie… Zatrzymuję się przed ich domem i zdumiony patrzę na XIX-wieczną pobieloną chałupę z czterospadowym, krytym strzechą dachem. Takie domy są już tylko w skansenie, piękne. Otwiera mi żona Stanisława Lotka, nim zdążę coś wytłumaczyć zaprasza do środka – bo Pan zmoknie.
Kuchnia z klepiskiem, tradycyjny piec, buzuje ogień, na patelni skwierczą pierogi. Tak się to zaczęło. Już od pierwszego zagranego przez Stanisława Ciarkowskiego mazurka zdałem sobie sprawę, że mam do czynienia z niezwykłą osobowością muzyczną. Ciarkowski nie był Kajokiem, raczej grał mazurki od Pilicy, ale do sąsiedniej wsi kajockiej dzieliła ich łąka, no i muzykanckie konflikty. To wystarczało, żeby podkreślać swoją odrębność. Stanisław mazurki grał tak; najpierw brzdąkał na skrzypcach i podśpiewywał, czasem pogwizdywał temat przewodni a potem go ogrywał – improwizował na jego temat, wplatał inne mazurki, powracając co jakiś czas do tematu przewodniego. Piękny starodawny repertuar.
Ciarkowskiego nauczył skrzypiec i muzyki ojciec Józef, też skrzypista. Ale jego mistrzem był wuj Jan, sławny skrzypek pierwszej grupy. Stanisław jako dziecko bębnił ojcu. Ale już tego dzieciaka zapraszano, żeby zagrał w pojedynkę na zabawie (to znaczy tylko z bębnistą), czasem z basami. W czasach kawalerki kupił sobie harmonię. To już była zupełnie inna sprawa, teraz to on decydował o muzyce, mógł zapraszać do kapeli najlepszych skrzypków: ojca, Papisa, Kośca…
Czas płynął, Stanisław ożenił się ze śliczną dziewczyną Lotką. Dalsze jego muzykanckie losy stanęły pod znakiem zapytania. Gdzieś wygasł jego młodzieńczy żar muzyki, pojawiła się gospodarka. Przestał grać po weselach, czasem grał na pograjkach. Stał się muzykantem drugiej grupy. Ale każdego wieczoru grał Lotce, która czasem brała bębenek, tak ich zastałem w czasie pierwszych odwiedzin w 1980 roku. To jeszcze były te czarodziejskie czasy dla muzyki wiejskiej, kiedy w prawie każdej wsi był skrzypista lub basista, a już na pewno każdy facet potrafił lepiej lub gorzej bębnić. Zaprzyjaźniliśmy się. Zaczęliśmy często bywać u Ciarkowskich. Chłonąłem jego opowieści pełne humoru i pamięci o szczegółach, świetna obserwacja życia codziennego tradycyjnej wsi. To była dla mnie inspiracja do książki „Sprzedana Muzyka”. Symboliczny jest koniec tej opowieści. Pan Stanisław już bardzo chory wrócił do domu ze szpitala. I wtedy przyszło tornado, które swoim wirem zawadziło o ich starodawny dom i zmiotło go doszczętnie…
Wiejska zabawa
Opowieść Stanisława Ciarkowskiego z 2000 roku:
Jak byłem kawalerem, to w niedziele tak się łaziło bez celu. Może się jakaś muzyka trafi albo dziewczyna. Spotykam kolegę. Ten: “Chodź do mnie, to pogramy obery”. Tak trochęśmy pograli. To co? Jedziemy do panien na Przystałowice, tak sobie pohulamy? Biorę kolegę na ramę roweru, a ten trzyma skrzypce i bębenek. Długośmy nie jechali. Po chwili zatrzymuje nas kawalerka też włócząca się bez celu. Już trochę wypita. Jak zobaczyli instrumenty, to rozkraczyli się na drodze i nie dali jechać. – Pograjcie chłopaki, to wam damy wypić – mówią. Dobra, ale nie mieli pieniędzy. Polecieli do sklepu i jakoś wybłagali na kreskę pół litra spirytusu. No i jedziemy do nich na tańce grać.
A tam matka leży w łóżku i z awanturą: “Co ty, cholero, pijaku, dopieroś wyszedł z kolegami po wódce i znów ich do mnie prowadzisz!”. A syn całuje w rękę, głaszcze: “Mamuśka, tylko trochę pogramy, nie denerwuj się”. Jakoś ją udobruchał. Rozpiliśmy w sześciu spirytus. Chłopak poszedł po sąsiedzku po dziewczyny. Ja zacząłem grać. A na dźwięk muzyki już po chwili zleciało się chyba z pół wsi. Potem się jeszcze złożyli na wódkę. A ja grałem i grałem. Oni coraz bardziej podochoceni. Zrobiła się druga w nocy. Już mi się sprzykrzyło grać. A oni nie chcą puścić, tylko graj i graj!
Więc umyśliłem z bębnistą, że pójdę na dwór, niby za potrzebą. Skrzypce zostawię, wezmę rower i pojadę na koniec wsi. Tam będę na niego czekał.
Chłopy w izbie zaczynają się niecierpliwić. W końcu zrozumieli, żem nawiał, więc poszli po wsi. Zaczynają mnie szukać. Nawołują: “Stasiu! Staszek! Gdzie ta cholera jest?”. Ale mnie nie znaleźli. To powoli rozeszli się do domów. Wtedy bębnista zabrał skrzypce i bęben i poszedł w umówione miejsce. Do domu dotarliśmy o trzeciej rano.
fragment książki Sprzedana muzyka Andrzeja Bieńkowskiego, wydawnictwo Czarne 2007
Fotografie archiwalne: Archiwum Muzyki Wiejskiej
Biogram
Stanisław Ciarkowski 1931-2012
Skrzypek, harmonista ze Rdzowa (koło Potworowa, Radomskie). Pochodził z muzykanckiej rodziny, syn skrzypka Józefa Ciarkowskiego.
Archiwa:
Archiwum Muzyki Wiejskiej fundacji Muzyka Odnaleziona
Publikacje:
2001 – Ostatni wiejscy muzykanci Andrzeja Bieńkowskiego, wyd. Prószyński i S-ka (2012 – drugie wydanie, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona)
2007 – Sprzedana Muzyka Andrzeja Bieńkowskiego, wyd. Czarne
Dyskografia:
2007 – Ostatni wiejscy muzykanci, Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona
2010 – Mistrzowie harmonii.Triumf i porażka , Wydawnictwo Muzyka Odnaleziona
Artykuły powiązane: